O Mike’u
D’Antonim napisano na przestrzeni lat wszystko. W ostatniej dekadzie przeważa
narracja negatywna, i to się już w tym roku raczej nie zmieni. Po mistrzostwie
w 2015 ówczesny asystent Warriors, Alvin Gentry, krzyczał w mediach, że
udowodnili właśnie coś D’Antoniemu. Że preferowany przez niego styl może dać
wyniki. Pierścień, którego nasz bohater nigdy nie był blisko. Trzy lata później
Rockets zaliczyli najlepszy bilans w lidze, i mają rywala na deskach. 3-2, w
perspektywie Game 7 u siebie. Sympatyczny makaroniarz ma duży staż, pokaźny
bagaż doświadczeń, ale ciężko powiedzieć jaki pomnik po sobie pozostawi.
Ostatecznie, to właśnie poniedziałkowy mecz powinien rozstrzygnąć jak po latach
ocenimy jego dzieło życia.
Boiskowa
kariera D’Antoniego w NBA obejmowała trzy sezony dla Kings, którzy wzięli go z
numerem 20 draftu, oraz dwumeczowy epizod w Spurs. Większą karierę zrobił we
Włoszech, gdzie ponad dekada spędzona w drużynie z Mediolanu zaowocowała
gablotą trofeów, z dwoma zwycięstwami w Eurolidze na czele. Tam zaczął również
karierę trenerską, czym wywalczył sobie powrót za ocean.
Przed eksplozją
talentu było źle. Prowadził Denver w lokautowym sezonie, ale wzrost procentu zwycięstw
z 13% do 28% to było za mało jak na kaliber wzmocnień poczynionych przed rozgrywkami
w Colorado i D’Antoni został zwolniony. Spędził później trochę czasu na
pomniejszych stanowiskach, zaliczył również krótki powrót do Europy. Do ligi
wrócił dzięki Bryanowi Colangelo, który ściągnął go do Phoenix jako asystenta
Franka Johnsona. Po zrobieniu playoffów w pierwszym sezonie, rozgrywki 03/04
Suns zaczęli od bilansu 8-13 i D’Antoni przejął stołek. Co najważniejsze
otrzymał kredyt zaufania, i mimo dokończenia sezonu w słabym stylu wywalczył
sobie stałą posadę.
Seven second or
less było jednym z niewielu pozytywnych aspektów zeszłej dekady w NBA z perspektywy
estetycznej. Kiedy królował mid range Duncana i grind Pistons, Słońca
prezentowały coś nowego. Po latach nie znajdziesz z tego seksownych
highlightów. Nie znajdziesz wzmianki, że ich kryptonitem była dynastia Poppovicha
i mid range Timmyego. Po latach można śmiało powiedzieć, że więcej było zasługi
zawodników niż trenera. Że to dzięki temu śmiesznemu Kanadyjczykowi, który nawet
z Gortata robił kompetentnego w ataku gracza. Będziesz o tym mówił na pogrzebie
Mike’a?
Zastanawiającą
kwestią w karierze D’Antoniego jest to, czemu pomimo posiadania wydawałoby się
odpowiednich narzędzi był tak fatalny w największych rynkach. Nowy Jork zaufał
mu tyle, żeby po sześćdziesięciu zwycięstwach w dwa lata wciąż wierzyć, że
pomoże im wrócić na szczyt i sprowadził do drużyny jego ulubieńca i wtedy
jeszcze top 5 gracza ligi. I te gwiazdy go pogrążyły, po latach wyznał, że
odejście było spowodowane ultimatum Anthony’ego. Lakers byli jeszcze większą
porażką, i nie dało się tego usprawiedliwić tylko kontuzją Kobe’go. Z drugiej
strony, kiedy twoim drugim najlepszym graczem jest przez większość sezonu
Jordan Hill lub Wesley Johnson nie należy się spodziewać absolutnie niczego.
Moje osobiste,
nie znaczące nic zdanie o D’Antonim sprowadza się do jednej tezy: jego drużyny
są uzależnione od najlepszego zawodnika. Banał, każdy w lidze jak robi,
powiecie. To liga gwiazd, powiecie. Parę dni po pozyskaniu Chrisa Paula trener
Rakiet powiedział: "The more point guards you have on the floor the better
it is.". W tym sezonie drużyna prowadzona przez D’Antoniego pierwszy raz w
jego karierze znalazła się poza pierwszą dziesiątką ligi pod względem tempa gry.
Efekt CP3?
Nasz bohater
uchodził za trenera, który nie umie robić usprawnień. Za dowód miała służyć lista
jego porażek w play-offach. Do czasu zeszłorocznej kampanii zaliczył równo
dekadę bez wygranej serii, w trakcie tego okresu jego drużyny wygrały dokładnie
jedno spotkanie. Teraz jest o mecz o wygrania czwartej serii w ciągu dwóch lat
i awansu do Finałów, gdzie Rockets będą murowanym faworytem. Z drugiej strony,
jest o mecz od być może utraty jedynej szansy na tytuł, a na pewno od
zdewaluowania dwóch lat pracy w Teksasie.
Finały Konferencji AD 2018 są brudne. Brzydkie. Te blowouty. W
zeszłej dekadzie nie budziłyby żadnych emocji. Teraz jest twitter. Petty wars.
Paul robi shimmy w twarz Curry’ego. Bo może. Bo wyrwali im jedyne dwa mecze, w
których wynik był otwarty. Historii musisz szukać na siłę. Twoją historia
będzie Trevor Ariza, solidny jak zwykle. Eric Gordon, który ma ten dzień, gdy
jest gorący. Historią, o której Ci nie powiedzą jest to, że D’Antoni zrobił
usprawnienia.
Że potrafił, w skali całego sezonu, wyhamować pędzący wózek z
trójkami spod szyldu NBA. Że te dziesięć celnych rzutów zza łuku, na które
pozwalają rywalom to już nie dwudzieste drugie tylko dziewiąte miejsce w lidze.
Że z trzeciej dziesiątki wyciągnął drużynę na trzecie miejsce pod względem
zbiórek defensywnych. Po zatrudnieniu w Houston u Woja rozpływał się nad
upsidem Capeli, który teraz jest difference makerem w serii z najlepszą drużyną
w historii. Zaraz będzie topowym centrem ligi. Bez niego to byłby fajny
backcourt i przepłaceni strzelcy. Mike miał rację?
Ludzie nie wsiadają na ten wózek. Po tej serii zostaną kontuzje.
Zostanie szydera na Kevina Duranta. Hehe, gorszy niż w OKC. Hehe, pewnie już
loguje się na fake konto na twitterze. Curry się kończy. Green nie umie złapać
piłki. Kerr jest złym trenerem (z tym akurat po części się mogę zgodzić). Ten Kerr, który był wtedy w Suns GMem. Nie.
Warriors wpadli na najtrudniejszego możliwego rywala. Tylko i aż tyle. Rywala, która
zmusił ich do grania trzy razy więcej izolacji niż wcześniej. Zmusił drużynę z
czterema all-starami do diametralnej zmiany stylu gry. Hej, drużyna D’Antoniego
broni! Drużyna Hardena broni!
Drużyna z czterema all-starami jest -17 u siebie w elimination
game, kiedy u rywali nie gra drugi (?) najlepszy zawodnik. Być może
najważniejszy, pod względem składania lineupów. Koszykówka to high volume
scoring sport. Ile może znaczyć jeden rzut? A dwa? Czy te trójki, które przy
74-70 spudłowali Tucker i Ariza nie będą po latach cichymi gwoździami do trumny
opinii o D’Antonim? 165 sekund efektywnego czasu gry od pudła tego drugiego
Warriors byli +8 i cały internet wiedział jak to się skończy. G7, poniedziałek
W zeszłym roku
Hardenowi skończyło się paliwo i D’Antoni odbił się od Spurs po raz piąty. PIĄTY.
Superman miał kryptonit, ale Mike D’Antoni w oczach opinii publicznej koło
Supermana nawet nie stał. Jest tylko człowiekiem, który pokazał seven second or
less. Tylko dwukrotnym Coach of the Year. Tylko wycieraczką dla Popovicha,
przed poważnymi wyzwaniami postseasonu. Po odejściu z Knicks bukmacherzy wysyłali
go do WNBA. Niżej podpisany miał go za trenera, któremu odjechała liga. Pięć
lat później liga grała w jego grę, a on znowu odpadł z tym samym człowiekiem.
28 maja 2018
Make or break
Chrisa Paula
O tym co ważne
Wam nie powiedzą